Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/156

Ta strona została skorygowana.

chem, innego poufałością, którą mało szafowano zapytaniem o rodzinę, wzmianką o wakansie tym właśnie o którym księżna wiedziała że był na myśli. Poczciwa szlachta unosiła się nad rozumem, uprzejmością, niezrównanemi księżnéj przymiotami; a im więcéj ona pozyskiwała przyjaciół, tém Borkowska ich więcéj traciła. Z tym taktem pańskim, który niedopuszczał okazywać iż ją zbytnio obchodziły Borkowskie, nie wiele o nich wspominając, z przełaju czasem ciskając słówkiem, wojewodzina umiała okryć je śmiesznością i w jak najgorszém świetle przedstawić.
Znajdywali się przyjaciele których to oburzało, lecz odzywać się nie śmieli, nawet przeor dominikański milczał. Ci co bywali w Pacewiczach nie bardzo się do tego przyznawali, chociaż księżna wiedziała o wszystkiem i właśnie na nich starała się najsilniéj wpływać.
Ze śmierci Filipowicza uczyniono tu fabułę, która na jakiś romans wyglądała. Wystawiono go jako męczennika, a pannę nielitościwą, obłudną, fałszywą, zalotną. Nieszczęściem, choćby rzecz przesadzona, miała za sobą pewne cechy prawdopodobieństwa.
Żywult, pokorne ciele, którego wszystkie nadzieje na księżnie spoczywały, należał teraz niemal do jéj dworu i tak mocno trzymał się klamki, że jéj prawie na chwilę nie puszczał. Stał w kątku, kłaniał się nisko, ręką do kolan — śmiał się ze wszystkiego, wtórował, potakiwał, służył; wszy-