Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/94

Ta strona została skorygowana.

Lecz w téj epoce processów i trybunałów, któremi familie znaczniejsze dla swych interesów władały, dobijając się marszałkowstwa i deputatów ze swéj ręki — nikt nie mógł być pewien najświętszéj i najczystszéj sprawy, kto nie miał za sobą popleczników.
Używano środków, które dziś by się nieprawdopodobnemi wydawać mogły, gdyby o nich nie świadczyły czarno na białem dzieje.
Sprawa pana Żywulta z pułkownikową zdaniem wszystkich jurystów musiała się ze słuszności i z prawa na jéj stronę rozstrzygnąć. Ogarnęła więc trwoga głównie interesowanego pana Narcyza Żywulta strukczaszyca, człowieka, który całe swe życie przy kimś wisząc i komuś służąc, niczego się nie dorobił, a to co mu zostało w spadku miał teraz utracić.
W Pacewiczach wiedziano, iż Żywult przy zbliżającym się terminie ostatecznego dekretu, nadludzkie czynił wysiłki, aby protekcyę możnych, a szczególniéj Radziwiłłowską pozyskać. Los mu w tém pomógł trafem szczególnym.
Do rozrodzonéj familii Radziwiłłowskiéj, któréj na bujnych, ze krwi i ducha dziwakach i szaleńcach nie zbywało, — należał w Czarnawczycach w brzeskiem rezydujący książę Marcin, — który był zgryzotą i utrapieniem a wstydem dla wszystkich swoich.
Można coś było zarzucić i księciu Hieronimowi bratu hetmana, który niepomierną grzeszył srogo-