Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/97

Ta strona została skorygowana.

Wnet gruchnęła po powiecie wiadomość, iż Żywult począł dojeżdżać i przesiadywać we dworze wojewodzinéj — a co to znaczyć miało, zrozumieli łatwo wszyscy.
Doniesiono o tém natychmiast pułkownikowéj, rzecz była dla niéj groźna. Osmólski, który był przyjacielem domu ostrzegł i naglił o to, ażeby Borkowska pychę z serca zrzuciwszy, sama z córką koniecznie się wojewodzinie submitowała.
Zkądinąd wiedziała wdowa, od księdza przeora dominikanów, iż nie była persona grata u księżnéj, która, jak się wyraził dominikan — coś przeciwko niéj, jakiś ząb do niéj miała.
Sama pułkownikowa, nawykła w młodości do szanowania wielkich rodów, byłaby chętnie pojechała pokłonić się wojewodzinie, ale panna Tekla, do któréj przymiotów czy wad duma należała, i która po ojcu wzięła poczucie wielkości własnéj familii — Duninów, oparła się temu z początku.
Matka, choć ulegać jéj nawykła, na ten raz, wielkie widząc niebezpieczeństwo, bo szło o znaczniejszą część majątku, poczęła nalegać niezmiernie, wreszcie płakać i lamentować tak iż córka uledz musiała.
Postanowionem więc zostało, do Nowogródka na noc zjechawszy, mszy świętéj wysłuchawszy u księży Dominikanów, zrana księżnie Barbarze oddać należną wizytę.
Z tego co jéj mówiono o usposobieniu księżnéj dla Żywulta i dla niéj, wnosiła pułkownikowa, że