Strona:Radosne i smutne.djvu/110

Ta strona została przepisana.
— 106 —

Radowało się pocichu serce, że jeszcze jeden niemądry Słowianin zmądrzeje wreszcie i pozna, jakiego ma serdecznego w Prusaku przyjaciela, równocześnie trzeba się było litować nad tym po raz dziesiąty nieszczęśliwym narodem. I po raz dziesiąty przychodziła na myśl krwawa, niezrozumiała, sąsiedzka nasza tragedja, niepojęty, ciemny fanatyzm hajdamacki, podszczuty na nas przez złośliwego, piekielnie mądrego Prusaka. Po tych wszystkich policzkach, po tych potwornych upokorzeniach, których Niemcy nie szczędzili najlepszym wśród Ukraińców, zdawać się mogło, że ludzie ci, haniebnie oszukani, przypomną wieki współżycia i jakieś tam serce się w nich odezwie, jeśli ich nie stać na jasną i jedyną dla nich rację stanu. Nadzieje były liryczne, bo opluci przez Niemców, poszli wyrzynać Polskę do Wschodniej Galicji — razem z Niemcami.