Strona:Radosne i smutne.djvu/88

Ta strona została przepisana.
— 84 —



— Tratatata!... — zaniepokoiła się bezecna maszyna.
Tamten, mrokiem, jak hiszpańskim płaszczem, okryty, ani drgnął w załomie murów. Aż mu szlachetne serce musiało dać znak, bo nagle strzelił. Specjalista od karabina maszynowego na jedno mgnienie się zdumiał, a potem nakrył się nogami i „począł kopać ziemię“ — wedle recepty wszystkich pisarzów historycznych, zupełnie stylowo.
Zdumiał się księżyc, zdumieli się mołojcy zaniemówiły z radości nasze pikiety na balkonach. Pierwszorzędny ten strzał bowiem ugodził nietylko owego specjalistę, lecz zabił równocześnie bezecnego ducha armji oblężniczej. Postrzelali tedy jeszcze, już dla własnej satysfakcji i, widząc zbliżanie się świtu, cofnęli się chyłkiem, unosząc swoich zabitych, czy rannych, z plugalwą złością w plugawych sercach.