Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/106

Ta strona została przepisana.

I przedewszystkiem — czemu miał sztylet w ręku? Sztylet albo nawet ostry nóż nie jest bronią współczesną i nie powinienby się znajdować w rękach człowieka wracającego do własnego majątku, nawet, gdy ląduje nocą i wśród okoliczności cokolwiek tajemniczych. Im dłużej rozmyślałem, tem bardziej czułem się zbity z tropu. Liczyłem na palcach okoliczności tajemnicze: pawilon skrycie przygotowany dla gości; goście lądujący z narażeniem życia i niebezpieczeństwem dla yachtu; goście, przynajmniej jeden z nich, przejęty jawnem i napozór bezpodstawnem przerażeniem; Northmour z obnażonym sztyletem; Northmour na dźwięk jednego słowa rzucający się na najbliższego swego znajomego; i wreszcie, co najdziwniejsze, Nortmour uciekający od człowieka, którego chciał zamordować i barykadujący drzwi domu. Było to sześć przyczyn do zdumienia, sześć części, składających się na całkowitą historję. Nie wiedziałem, czy mam wierzyć mym zmysłom.
Gdy tak stałem, dziwiąc się i rozmyślając, poczułem ból od ciosów, odebranych w walce. Okrążyłem tedy wydmy i powróciłem pod osłonę lasu. Ścieżką znowu przeszła stara niańka, w odległości kilku metrów odemnie, świecąc sobie latarnią. Wracała na folwark. Był to siódmy punkt podejrzany w tej sprawie. Widocznie Northmour ze swymi gośćmi miał sam gotować i sprzątać, a ona miała dalej mieszkać w pustym baraku, zachowując wszelkie ostrożności. Istniały zapewne ważne powody, by kosztem tylu niewygód zachować tajemnicę.
Pogrążony w tych myślach, wróciłem do mego obozowiska. Przez ostrożność rozrzuciłem ogień, a potem zapaliłem latarnię, by obejrzeć ranę na ramieniu. Było to draśnięcie nieznaczne, ale krwa-