Strona:Roman Szymański - Pracą i Oświatą.pdf/14

Ta strona została przepisana.

gdy im brak udziału gorliwych i czynnych członków: że żyć nie mogło, a umierać nie chciało. Stan zupełnego letargu trwał przez lata 1858, 1859 i większą połowę 1860 roku.
Atoli temu, Panowie, nie możemy się wcale dziwić. Rozmaite okoliczności złożyły się na to, że Towarzystwo doprowadzone zostało aż do samego kresu upadku. Pierwsi założyciele, najgorliwsi jego propagatorzy, częścią wymarli, częścią powynosili się za granicę. Siły tych, którzy duszą i sercem oddani byli Towarzystwu i pojmowali jego doniosłość, były za słabe, aby same tworzyły i utrzymywały życie. Udział obywatelstwa poznańskiego był jeszcze bardzo szczupły; rekrutowanie nowych członków szło z wielkim oporem, bo potrzeba takich stowarzyszeń była wówczas jeszcze bardzo mało rozpowszechniona i Towarzystwo nie mogło doznawać uznania, na jakie od razu zasługiwało. Były to wszystko naturalne okoliczności, wśród których Towarzystwo tylko wysiłkiem osób w niém rozmiłowanych kwitnąć mogło, a w braku tego upadać musiało.
Były to okoliczności naturalne, — powtarzam, — bo zechciejcie, Szanowni Panowie, i to uwzględnić, że Towarzystwo Poznańskie stało w owych czasach samo, bez przykładu, z któregoby wzory brało i zachętę. Nie tylko u nas, ale w ogóle na kontynencie europejskim towarzystwa takie, zawięzywane dopiero po r. 1849, były nowością, sporadycznie, po większych tylko miastach, rozrzucone. Jedyna Anglia mogła służyć przykładem, ale i wówczas o angielskich, dzisiaj tak głośnych, stowarzyszeniach rękodzielniczych mało kto wiedział w Europie. Znali je