Strona:Roman Szymański - Pracą i Oświatą.pdf/16

Ta strona została przepisana.

samém potrzebę czytania dzienników. Dzienniki takie trzeba było dopiero dla stanu średniego stworzyć.
Nie było także broszur, pisemek ulotnych, drukowanych prelekcyi, jakich dziś jest pełno. Publiczne wykłady, wędrowni prelegenci, są także, iż się tak wyrażę, wynalazkiem spółecznym lat ostatnich. O urządzaniu wystaw przemysłowych mało kto myślał, bo w Europie znano w owym czasie, który mamy na oku, tylko dwie wystawy: londyńską i paryzką, o których stan średni opowiadał sobie jak o cudach jakich.
Tak było w ogóle w innych krajach postępowych, u nas zaś było jeszcze smutniéj, bośmy i tych środków w odrobinie tylko zażywali. Dziś ma się rzecz zupełnie inaczéj i my pod zupełnie innemi żyjemy wpływami.
Dziwić się zatém Panowie wcale nie możemy, że przy takich stósunkach Towarzystwo Poznańskie po spaleniu się pierwszych zapałów, popadło w stan wegetowania, następnie w stan letargu i w końcu po latach 9 istnienia stawiło sobie pytanie, czyby nie było lepiéj zamknąć oczu i zasnąć snem wiecznym. Jakkolwiek przecież udział był słaby, życie nijakie, dotyczyło to tylko organizacyi; idea w umysły rzucona, tlała. Organizacya Towarzystwa się rozprzęgła, ale w sercach rozpierzchłych członków przechowała się idea żywą. Trzeba było bodźca, głosu, któryby członków zwołał i Towarzystwu życie i siłę przywrócił.
Chwila ta nadeszła w r. 1860. W roku tym jakiś niejasny, ale silny prąd przechodził przez wszystkie członki naszego narodu, który drgał tysiącami pragnień i rwał się wszystkiemi siłami do nowego życia. Był to rok szlachetnego nastroju naszego ducha narodowego w wszystkich