Strona:Romuald Minkiewicz - U wiecznych wrót tęsknicy.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

I nieraz w niebo krzyk bluźnierczej treści
I krew rzucają z ropiejącej rany
By znów zamilknąć — w boleści...«

(Chrystus).

Zamilknąć po to tylko, by zerwać się po chwili z jeszcze straszniejszym, oszalałym krzykiem groźby, lęku, rozpaczy i błagań...
Takim nadludzkim, krwawym krzykiem są hymny Kasprowicza.
Nadludzkim, bo niesłychanym dotąd nigdy w takiej grozie i potędze ekspresji.
Nadludzkim, bo nie człowieczym tylko, nie wszechludzkim, i nie ziemskim tylko, lecz krzykiem bólu świata całego, palących się przestworów, słońc i gwiazd, z jakichś wyroków okrutnych

»rozbijających się w swoich elipsach...«,

krzykiem rozpacznym wszechbytu, i nawet, nawet przedskonnym jękiem Boga-Syna, krzyżowanego Syna tego Boga, który »złe stworzył«, a teraz zniszczyć je ni poskromić niema już mocy, i nadaremnie wysyła na śmierć krzyżową Syna swego — jak On Boga.
Nadludzkim, bo w sprężonem napięciu bólu chcącym

»wyciągnąć swe członki do ogromu krzyża«

Bożego, by złe nad światem ciążące ach! wreszcie odkupić.
Nadludzkim, bo wulkanicznym porywem oszalałej męką krwi tryskającym aż do stóp Boga,