Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

Sedny. Oto lody, lody pękają pod nami! Tornaq oszukała nas. Musimy umrzeć!“
To wszystko może się wam wydać niedorzecznem, w rzeczywistości jednak niemałe niebezpieczeństwo wisiało nad nimi. Burza, która przez trzy dni z niepohamowaną szalała wściekłością, poruszyła głębokie tonie zatoki Baffina, porwała wód głębokie zlewy i rzuciła je w stronę południa na krawędzie przestronnych pól lodowych, które ciągną się na zachód od wyspy Bylot‘a. Prócz tego głęboki a rwący prąd od cieśniny Lankastra bieżący, począł pędzić zwały lodów, które nie zdołały zamarznąć w powierzchnię; i owe lody poczęły bombardować skorupę, a szalejące morze podminowywało ją od spodu. To, co Kotuko i dziewczyna słyszeli, było ledwie słabem echem walki rozgrywającej się w odległości trzydziestu lub czterdziestu mil, a wymowna i czujna strzałka drżała od niewidzialnego wstrząśnienia.
Ale, powiadają Inuici, jeśli się lód po głębokim zimowym śnie obudzi nie można przewidzieć, co się zdarzy, bo wtedy twarda i ciężka powierzchnia zmienia postać tak szybko, jak biegnąca przez niebo chmura. Owa burza była widocznie przedwczesną wiosenną burzą i — wszystko było możliwe.
Mimo to byli nasi podróżnicy spokojniejsi teraz, niż przedtem. Pękające lody wróżyły im koniec niepokojących wyczekiwań i dojmujących cierpień. Gdy lody pękają, jawią się wnet całe tłumy duchów, koboldów i czarownic, uganiające po trzeszczących bryłach lodowych, mogli więc i oni zejść do Sedny w towarzystwie dzikich tworów, w stanie najwyższych podnieceń. Skoro po burzy wyszli z chaty, dźwięki idące od strony horyzontów wezbrały, a lód jęczał i brzęczał dokoła.
„Ono jeszcze czeka“, rzekł Kotuko.
Na szczycie pagórka usiadł ów Twór o ośmiu nogach, którego przed trzema dniami ujrzeli — i wył straszliwie.
„Chodźmy za nim“, rzekła dziewczyna. „Może on zna drogę, która