Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/104

Ta strona została skorygowana.

— A dyć naprawdę podobny. Kielo mniej grubaśny, ale poziera to całkiem, jak mój chłopak!
Kapłan był człowiekiem mądrym i wiedział, że Messua była żoną najbogatszego z mieszkańców wioski. Zapatrzył się więc na chwilę w niebo i rzekł uroczyście:
— Dżungla zwróciła to, co dżungla zabrała. Weź chłopca do swej chaty, siostro moja, i nie zapomnij składać czci kapłanowi, który wzrokiem swym przenika w głąb ludzkiego żywota.
— Na wołu, który był okupem za mnie! — rzekł do siebie Mowgli. — Całe to gadu-gadu mocno mi przypomina owe oględziny, jakie przebyłem w Wilczej Gromadzie! No, tak! Jeżeli mam być człowiekiem, to niechże nim się stanę!
Rzesza rozstąpiła się w dwie strony, a kobieta skinęła na Mowgliego i zaprowadziła go do swej chaty, gdzie znajdował się czerwono malowany tapczan, wielki sąsiek z wypalonej gliny, ozdobiony cudacznym wzorkiem, kilka miedzianych garnków, posążek hinduskiego bożka ukryty w małej wnęce, oraz wiszące na ścianie prawdziwe lusterko, nabyte na wiejskim jarmarku.
Messua dała chłopcu spory łyk mleka i skibkę chleba, a potem złożyła rękę na jego głowie i patrzyła mu długo w oczy. Myślała, że może to i naprawdę wrócił do niej jej synaczek — z owej dżungli, gdzie porwał go tygrys. W tej myśli przemówiła:

— Nathoo! Nathoo![1]

  1. Czyt. Nadhu.