Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

chciało ci się uprawiać na własną rękę łowy na słonie? Masz teraz za swoje! Durni naganiacze, pobierający płacę mniejszą od mojej, donieśli o twoich sprawkach Sahibowi Petersenowi.
Mały Toomai przeraził się nie na żarty. O białych ludziach wprawdzie wiedział niewiele, ale sahib Petersen był w jego oczach największym ze wszystkich sahibów pod słońcem. Był to generalny inspicjent i zwierzchnik wszystkich Keddah w całych Indjach; miał on nadzór nad wszelkiemi obławami na słonie, przedsiębranemi z ramienia rządu angielskiego, przeto nikt w świecie nie znał się równie wybornie na sprawach i obyczajach tych zwierząt.
— I co... co z tego wyniknie? — zapytał Mały Toomai.
— Co wyniknie?! Wyniknie, co tylko być może najgorszego. Petersen Sahib to istny warjat, bo jakże sobie inaczej wytłumaczyć jego upodobanie w łowach na te dzikie bestje? Kto wie... może zażąda, byś został naganiaczem, sypiał na gołej ziemi w nasiąkłych zarazą ostępach dżungli, a wkońcu zginął, stratowany przez słonie w Keddah!... Dobrze, jeżeli wyjdziemy cało z tej awantury! Za tydzień skończą się łowy i my, mieszkańcy dolin, wrócimy do naszych sadyb. Będziemy wówczas maszerowali po gładkich gościńcach i puścimy w niepamięć wszelkie łowy. Ale za złe mam tobie, synku, że chcesz parać się robotą, która przystoi jedynie mieszkańcom dżungli, brudnym Assamczykom. Ja to co innego! Muszę wchodzić z Kala Nagiem do