W czerwcu, pierwszego roku pobytu Iwana w Czerniowcach, wypadła wielka uroczystość narodowa. Rusini pragnęli uczcić dwudziestopięcioletnie zasługi śpiewaka-żołnierza, barda, kobziarza bukowińskiego. Duch przez Iwana rozbudzony miał się zamanifestować wielką owacyą, urządzoną zasłużonemu poecie, zacnemu człowiekowi.
Uroczystość przybrała niezwykłe rozmiary. Prócz Polaków i Rusinów ze sfer inteligentnych, niespodziewanie napływać zaczęli do miasta huculi z gór, ludzie, wśród których stary śpiewak pół życia przepędził, których kochał, o których śpiewał. Kto ich uwiadomił o uroczystości zamierzonej? tego dotychczas nikt nie doszedł. Schodzili się jednak tłumnie. Malownicze postacie, gotowe modele dla malarzy spływały z oddalonych gór: jedni przyjeżdżali na drobnych, lecz silnych konikach huculskich, inni ubożsi pieszo tę wędrówkę odbywali.
Rano odbyło się nabożeństwo. Stary poeta klęczał, bił się w piersi, pokutę czynił i za błędy młodości Pana Boga o przebaczenie prosił. Tłum z różnorodnych żywiołów czynił za nim to samo.
Po południu miał mieć Iwan odczyt o zasługach starego barda, a potem miano uwieńczyć skronie osiwiałego w bojach i pracach wieńcem zasługi.
Na godzinę przed oznaczonym terminem w sali było już pełniuteńko. Obok elegancko ubranych panów i pań z miasta, obok tłumu młodzieży uniwersyteckiej i szkolnej, siedzieli zadomowieni proboszczowie górskich wiosek, cisnęły się na pół dzikie, lecz piękne postacie hucułów.
W kącie sali uwagę sąsiadów zwracała postać nieznanego, niewidzianego tu nigdy starca i cudownie pięknej dziewczyny.
Stary pan miał dystyngowaną, arystokratyczną powierzchowność; panienka pięknością swoją zazdrość sąsiadek budziła. Pan, patrząc na nią, uśmiechał się wesoło, jowialnie prawie, widok jej nietajoną przyjemność mu sprawiał. Panienka zaś drżała smutna i zadumana, śliczną jej twarzyczkę urok
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.