świetlany pasek, mignął tylko i zniknął w czarnych drzwiach, prowadzących do wnętrza pawilonu.
Hnat, dostrzegłszy dziewczynę, stał przez mgnienie oka jakby skamieniały; sto rozmaitych pragnień szarpnęło nim jednocześnie i ubezwładniły go zupełnie; w pierwszej chwili chciał zawołać na nią — głosu w piersi nie znalazł, chciał podskoczyć ku niej, chwycić ją wpół i do ponurych, czarnych drzwi nie dopuścić — siły go jednak ze wzruszenia tak opuściły, że ruszyć się nie mógł. Wszystko to trwało zaledwie chwilkę; dziewczyna błysnęła tylko w smudze światła, niby jaskółka niknąca przez tło tęczowe i znikła w ciemnym, niby otchłań strasznym kurytarzu.
Chłopak wkrótce oprzytomniał i cicho, ostrożnie począł się podkradać pod okno paniczowskiego pokoju. Drżał jednak całem ciałem. Czy wilgoć i zimno jesienne, czy inna jaka wewnętrzna przyczyna wywoływały te dreszcze miotające całem jego ciałem? Dygocząc cały i siłą woli głusząc dzwonienie szczekających zębów, podsunął się pod samo okno i ciekawem okiem rzucił w głąb pokoju, który przed chwilą był opuścił. Drżał coraz mocniej, a obraz, który przedstawił się jego oczom, znać potęgował jeszcze te dreszcze.
W pokoju tuż obok drzwi wchodowych stał panicz i silną swą dłonią przytrzymywał rękę przestraszonej dziewczyny. Piękna dziewczyna sromała się snać tej sam na sam rozmowy, bo oczy opuściła ku ziemi, a pociągła jej, zazwyczaj blada twarzyczka, płonęła ognistym rumieńcem. Panicz mówił coś do niej namiętnym, przekonywującym głosem, ona zrazu milczała.
Przez nieszczelnie przymknięte okno, słowa rozmowy dochodziły uszu podsłuchującego Hnata, wytężył on wszystkie zmysły, cały w słuch się przemienił, oczami łowił ulotne słowa.
— Powiedzże Jeryno, co będzie? — pytał niecierpliwie panicz.
— Ta, co ma być! — odszepnęła ledwie dosłyszalnym głosem, odwróciwszy się przytem do drzwi i wolną ręką przesłoniwszy twarz i oczy.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.