Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ta, kto mi miał mówić? — zawołał niby w odpowiedzi Hnat — kto już tego nie gada?... Stara baba Horpyna i wszystkie baby w karczmie tak o tem klekotały, że mi mało uszy nie popękały... No i sam się już przekonałem... Niema o czem mówić, na psy poszła!...
I zamilkł znowu uparcie, uderzając tylko drewnianą łyżką po stole.
Andryicha nań ze zgrozą patrzała i załamując ręce szeptała zcicha:
— Sądny dzień! sądny dzień nadchodzi!
— Gadaj jasno! — krzyknął znieciecierpliwiony ostatecznie starzec — gadaj co wiesz, bo przecież na durne, babskie gadanie w karczmie nie godzi się żonę od czci i wiary odsądzić... To gałgaństwo!
Teraz dopiero wyprostował się, głowę podniósł w górę i patrząc w oczy staremu, począł mówić gniewnie, lecz porządnie.
— Nie sądźcie naprzód, kiedy nie wiecie... Pewno, że ja wiele winien, ale i to pewne, że i ona zhultaiła się ostatecznie... Na porządną nie gadaliby. Przedtem nikt na nią złego słowa nie powiedział... Zresztą, zkąd ona tyle pieniędzy bierze, zkąd galony, zkąd chusty jedwabne?... A gdzie ona tej nocy była?... Gadzina jest i koniec!... Ja przysięgnę na to; wiem nawet, że on sam ten duszyhubnyk[1], ten projdyswit[2] przeklęty, jej kochanek powié to samo... Kryć się nie będzie, wstydu moskal z tego nie ma, co mu tam!...
Tu znowu zaczął go opanowywać dawny paroksyzm wściekłości; pięście zaciskał, zęby zagryzał i mówił urywanemi zdaniami:

— Powié!... Powié! Co jego to obchodzi? Pochwali się zwierz dziki, że ona już teraz jego, nie moja... Jego! Jego!... A, Bih mene, że jak psa zadławię! Jak robaka zadepczę!... Co mam żałować, on sam się przyzna.

  1. duszyhubnyk, ten co duszę gubi, czart, zły duch.
  2. projdyswit, włóczęga.