— Cha! cha! cha!... Oh, głupi chłopie — zawołał — toś ty o tem nie wiedział!... Czyż nie wiedziałeś tego także, że już przez dwa miesiące karmię cię, poję, odziewam — za twoją żonę... To ona ci tego nie mówiła... Ha! ha! ha! Głupi chłop! Czyż krzywda ci się jaka dzieje? Ja... ja płacę dobrze, po książęcemu!
Hnat skamieniał w obec tych bezczelnych słów; z takim bezwstydem nie spotkał się nigdy w życiu, oślepiał go on, ubezwładniał wprost fizycznie. W miarę jednak cynicznych słów oficera, dawna wściekłość zaczęła go ogarniać; cały tłumiony dotychczas gniew, wściekłość ujarzmiona strachem, zazdrość gryząca pierś i serce wybuchnęły razem; buta i zuchwałość dawnego paniczowskiego faworyta odżyły. Wyprostował się, jak mógł i patrząc hardo na swego śmiertelnego wroga, zawołał głosem tak strasznym, że aż szkło w oknach zadygotało:
— Twoich pieniędzy nie brałem!... Pluć mi na twoje pieniądze!... Ty złodziej!... Po to was tu car, ojciec miłościwy posyła, żebyście nam żony kradli! A gdzie zakon?!... A gdzie prawo?!.. Sprawiedliwość gdzie?!... Ja pluję na ciebie psi synu!
Teraz przyszła kolej osłupienia na rotmistrza; w długich swoich pochodach, po całej, jak świat rozległej imperyi, na leżach zimowych w najdzikszych guberniach, miał stosunki bez przestanku z chłopami, takiego jednak nie spotkał nigdy.
Chłop tymczasem powtarzał jak opętany:
— Pluję na ciebie, pluję! Ty złodziej, złodziej!
Twarz rozwścieczonego rotmistrza mieniła się dziwnie, strasznie; żyły mu na skroniach nabrzmiały jak postronki, oczy płonęły, usta drżały jak w gorączce, lecz nie był w stanie nic wymówić, prócz urywanego.
— Won! won!
— Ty sam won! — wrzasnął Hnat i rzucił się nań z ostrym błyszczącym nożem, mierząc w pierś szeroką.
Tu zaszła nagle zmiana w wyrazie twarzy rotmistrza; usta mu drżeć przestały, oczy zamigotały jak u żbika, jednym skokiem, któregoby mu i tygrys był pozazdrościł, znalazł się
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.