płoszone rzucanemi śnieżkami, zrywało się kracząc złowrogo, a po chwili obsiadało znów gromadnie sąsiedni kawałek cienkiego lodu. Hnat przechodząc obok tej, tak wesoło zabawiającej się grupy, wziął w dłoń zwitek banknotów i pokazując go parobkom, wesołym głosem zawołał:
— Hej chłopcy, za mną!... Po co tam macie wrony straszyć! Dajcie im spokój, one za wojskiem z za Dunaju przyleciały, one kazionne, carskie, święte... Poniechajcie je... Chodźcie za mną!
Parobcy śmiać się zaczęli, kilku z nich zapytało ironicznie:
— Nie wiedzieć po co mamy iść za tobą? wódki nie zapłacisz?
Hnat jeszcze bardziej demonstracyjnie począł wymachiwać zwitkiem banknotów i wołał:
— Chodźcie, sprawię wam poczęstunek nie lada. Patrzcie, mam pieniędzy huk... Chodźcie do Abramka.
Nie potrzeba było powtarzać jeszcze raz propozycyi; parobcy ujrzawszy w ręku Hnata prawdziwe pieniądze, pociągnęli za nim całą gromadą. Tłum rósł z każdą chwilą, bo kogo spotkali po drodze, to Hnat zapraszał z sobą do Abramka. Jeden z weselszych zaczął śpiewać, za nim ryknęła cała kupa i tak głośno i buńczuczno doszli do karczmy.
We drzwi karczmy wszedł pierwszy Hnat i pokazawszy żydowi trzymany w dłoni zwitek banknotów, zawołał doń rozkazująco:
— Żydzie, dawaj nam wódki!... Dawaj dla wszystkich odrazu, całą baryłkę na stół staw!... Mam czem płacić! Ho, mam!... Oh! ja szczęśliwy człowiek, jak ptak boży, ani sieję, ani orzę, a pieniądze mam... Hołubka moja, zazula stara się na mnie, żeby było na wódkę... i dla mnie... i dla was... żydzie lej!
Abramko ujrzawszy tak wiele pieniędzy u Hnata, zwijał się koło niego na palcach; wszystkie rozkazy Hnatowe były w ten moment spełnione, za chwilę baryłka z wódką stała na stole, a duże kruczkowe kieliszki, wychylane duszkiem, poszły kolejką.
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.