jakby snop światła słonecznego, rozjaśniając smutny, szary, jesienny dzień. On przestawał płakać, wszyscy obecni zaczynali natomiast. Skończył wreszcie. Wszyscy panowie i młodzi i starzy ściskać go serdecznie zaczęli. On mimo smutku i boleści patrzał przed siebie, jak zwycięzca. Dotychczas widzi go oczyma duszy. Twarz jakby natchniona, tryumfem upojona, oczy dumnie w dal spoglądające. Był prawie piękny w tej chwili.
Dopiero gdy miała szesnasty rok, przyjechał znowu Iwan, na całe już wakacye. Bawił wówczas trzy miesiące. Już ją po imieniu nie nazywał, ona wiedziała, że inaczej być nie może. — Pan Jan... pan Iwan ukończył był już uniwersytet we Lwowie, lecz nie chciał na tem poprzestać, pragnął szerszej wiedzy, głębszej nauki, do Wiednia się wybierał.
Wówczas tak samo prawie wyglądał jak teraz, wąsy miał takie same, duże, jasne i włosy krótko przystrzyżone, tylko nie było jeszcze tych dwóch głębokich, podłużnych bruzd, które mu się teraz na czole pomiędzy brwiami tak wyraźnie zarysowały.
Jakże miłe wspomnienia zostały jej z tej jego ostatniej bytności. On jej opowiadał o sławie dawnych ruskich czasów, o walecznych książętach i nadobnych księżniczkach Rurykowego szczepu. Czasem wpadał w zadumę, po której przejściu przesuwał przed jej młodą wyobraźnią obrazy przyszłości, swe marzenia i rojenia, zdradzał nawet swe ambitne zamiary, żądzę sławy, która duszę płomienistą w nieznane, zaledwie przeczute krainy unosiła.
Z dawanych towarzyszy dzieciństwa miała teraz tylko jego jednego. Brat jej pojechał daleko na północ karyery szukać. Hrabia Kazimierz spoczywał cicho w lochach cmentarnej kaplicy. On jeden pozostał, a zawsze był taki dla niej dobry, poczciwy.
On to dał jej poznać ruskich narodowych poetów, lecz im nie mogły wystarczyć jednostronne tony Szewczenki i Fedkowicza, potrzebowali innego pokarmu dla rozmarzonych dusz. On wprowadził ją w czarowne, cudne krainy, malowane przez
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.