polskich mistrzów pióra; razem czytali utwory Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego.
Na kilka dni przed odjazdem przeczytał jej cudowną pieśń miłości: »W Szwajcaryi«. Ona patrzyła nań wówczas, urocze strofy z ust mu prawie chwytała. Podczas tego czytania zauważyła, że dziwnie jakoś na nią spogląda, że dla niej ma inne spojrzenie niż dla innych... Niepokój jakiś ogarnął ją. Obawiać się czegoś zacząła, nie mogąc odgadnąć czego!... Nie mogła z nim być taką jak dawniej — nie czuła już w nim brata.
Wkrótce potem wyjechał. Pamięta teraz, przypomina sobie doskonale, jak żegnając się z nią, podawał jej drżącą rękę, polecając jej mały tomik polskiego wieszcza miłości, który zostawił jej — na pamiątkę. Oczy jego mówiły więcej... o dużo więcej, ale ona udała, że nie rozumié.
Teraz powrócił. Rojenia jego młodzieńcze spełniać się zaczynają. Oto ma w ręku książkę przez niego napisaną. Czyta i przypomina sobie niejednę myśl, którą on jej dziecinnej naówczas wyobraźni przedstawiał. A tu, w tym wierszu, w tej strofie widzi siebie, czuje, że to do niej skierowane te namiętne, płomienne słowa poety... żar jakiś mózg jej przejmuje... czuje, jak rumieni się cała, na czole zarysowuje zmarszczka niezadowolenia, czy gniewu? I znowu z ciekawością spogląda na białe kartki książki.
Nagle zerwała się z fotelu, książkę gniewnie rzuciła na stolik, i zmarszczywszy brwi, szybko zaczęła przechodzić się po pokoju.
— Kto mu na to pozwolił? — szeptała przez zaciśnięte usta. — Czyżem go upoważniła do tego? Jakie on ma prawo?
Gniew w niej wzbierał widocznie, bo tupnęła nagle nóżką i znowu szeptała:
— Nie, nie! nie ma zupełnie prawa. Jam go tylko lubiła i lubię dotychczas, jak brata, jak przyjaciela, inaczej nie potrafię. O, tamten jest inny... Iwaś jest dobry, poczciwy, ale jakiś zwykły, prozaicznie wygląda... Pisze ślicznie o miłości,
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.