w sąsiednich stawach, a smętna nuta »sopilki« dodana do tego koncertu przez jakiegoś samorodnego artystę, zlewała się w harmonijną całość.
Iwan wrażliwy na piękno przyrody, z rokoszą napawał się niem. Na twarz wybiegł mu znowu uśmiech szczęścia, a w duszy znowu zaczynał marzyć na wesołą nutę.
Wtem rozległ się z dachu starego lamusa złowrogi głos puszczyka. — Puhu! puhu! puhu! — huczało szkaradne stworzenie i śmiało się przytem przeraźliwie, szatańsko.
Iwan wstrząsnął się cały i coprędzej uciekł do pokoju.
Był to ważny dzień w życiu Iwana.
Od tego dnia rozpoczęły się dlań chwile pełne trosk i niepokojów — momenty złudzeń, w których czuł się najszczęśliwszym między śmiertelnymi, w których chciałby był cały świat do wrzącej piersi przycisnąć — godziny, dnie całe zwątpienia strasznego, rozpaczy bezgranicznej, kiedy świat zdawał mu się grobem stęchłym, ludzie szatanami lub małpami.
Pomimo codziennych lekcyj z Waciem, którym oddawał się z całem zamiłowaniem i wielkim skutkiem, chłopiec bowiem robił znaczne postępy i nie ulegało już wątpliwości, że egzamin zda; pomimo długich rozmów z hrabią, znalazł on prawie codziennie czas na wizytę w domu księdza Bazylego.
Zachowanie Eufrozyny dziwnem mu się wydawało. Była dlań zawsze równie przyjaźnie usposobioną, starała się jednak unikać pozostania z nim sam na sam. Po tygodniu pobytu Iwana w Zahnilczu zjawiła się na probostwie, jakby umyślnie dla stróżowania sprowadzona, panna Natalia, krewna dziekanowej, nauczycielka szkoły żeńskiej w Stanisławowie.
Natalia nie była strasznym smokiem. Dwudziestokilkoletnia szatynka, owalnej twarzy i piwnych oczu, ładna, dowcipna, dość złośliwa nawet, stała się bardzo miłą towarzyszką.