mojego nieodżałowanego przyjaciela, brata prawie. Lecz koniec już słabości. Jam silny znowu... gotowy do służby dalszej. Ja w obliczu tego, wspólnie nam drogiego, przysięgam ci, panie, że każdą chwilę życia, każdą myśl, wszystkie czyny moje poświęcę tej idei, którą omawialiśmy razem w dniach pierwszej naszej młodości; że pieśnią i czynem będę się starał łagodzić dawne nienawiści, lęgnące się między dwoma bratniemi narody; że będę niósł różczkę oliwną zgody i pokoju. Przysięgam, że żadna inna namiętność nie zagości.
— Daj pokój! nie przysięgaj! człowiekiem tylko jesteś — przerwał mu poważnie hrabia. Słowa przysięgi nawet, słowami są tylko — nam czynów potrzeba. Ja bez przysięgi czterdzieści lat tej idei służę. I ty nie przysięgaj, a działaj.
Wzruszenie głos mu zatamowało.
Iwan zbliżył się, i chyląc się kornie, dłoń jego całować zaczął, skrapiając ją łzami. I on, starzec, łzy miał już w oczach, i on pochylił się nad młodzieńcem i złożył na jego białem czole poważny ojcowski pocałunek, i mówił doń serdecznym drżącym głosem:
— Niech Bóg ci błogosławi! Idź w życie, idź do boju za dobrą sprawę. Ty mężne masz serce, może dojdziesz do zwycięstwa?... W ten sposób wyprawiali, błogosławili dawniej ojcowie synów, spieszących do walki za ojczyznę. Tak ja, starszy syn tej matki zbolałej, błogosławię ciebie młodszego brata, bo myśmy synami tej samej ziemi, tej samej ojczyzny i po za nią zbawienia dla nas niema.
Iwan pochylił głowę na piersi hrabiego, i ledwie dosłyszalnym z rozrzewnienia głosem wymówił:
— Dzięki ci, panie! Nigdy już! nigdy nie będziesz musiał rumienić się za mnie.
Nazajutrz rankiem hrabia wraz z Iwanem i Waciem wyjechali do Lwowa.