zajęty robieniem notat, gdy niespodziewanie wszedł tam hrabia z jakimś pakietem w ręku.
— Witam pana profesora! — zawołał wesoło. — Masz tu nominacyę — rzekł, podając mu duży opieczętowany pakiet. — Wiem o tem, bo równocześnie uwiadomiono i mnie i na moje ręce ten pakiet przesłano. No otwórz, czytaj...
Iwan stał, trzymając pakiet. Ręce mu dygotały z wielkiego wzruszenia, nie miał siły zdobyć się na rozerwanie koperty.
Hrabia sam rozciął papier i wydostał do podania załączone alegaty i... przychylną odpowiedź. Urzędowego aktu nominacyi nie wygotowano jeszcze w ministeryum.
Iwan z radości stracił prawie przytomność, uniesienie jego przybrało formy uciechy małego chłopaka. Gwałtem chwytał i całował ręce hrabiego, biegał wokoło pokoju; wreszcie wybiegł podzielić się pomyślną wieścią z Waciem.
Tego dnia przy obiedzie podano szampańskie wino; zaproszono nowego proboszcza, przyjaciela i kolegę Iwana i wypito uroczyście zdrowie młodego profesora, wypito za pomyślność jego planów i zamiarów.
Czas, który pozostawał do wyjazdu, minął Iwanowi niepostrzeżenie. Uszczęśliwiony, rozpromieniony, zapomniał o wszystkich minionych cierpieniach i dolegliwościach. Po całych dniach fantazyował o swem przyszłem zajęciu. Bawił się niem. Przybrawszy czasem komicznie uroczystą minę, wchodził do pokoju Wacia i kłaniając się, przemawiał z patosem: Panowie, proszę uciszyć się, prelekcya się zaczyna...
Smutki i boleści daleko odeń uleciały, zapomniał o nich. Hrabiemu zdawało się, że zapomniał i o Eufrozynie.
Sierocie po księdzu Bazylim przyszłość smutnie się przedstawiała.
Zawód, jakiego doznała ze strony eleganckiego konkurenta, więcej obraził jej miłość własną, niż rozkrwawił serce.