Czerniowiec przez Stanisławów... Czy wstąpi odwiedzić?... Czy przypomni sobie?...
Dnie mijały za dniami. Skończył się wrzesień, przeszły już pierwsze dnie października, a jego niema.
— Może się spóźnił?... może hrabia go tam zatrzymuje? — pocieszała się w duszy dziewczyna, lecz nadzieja zaczęła ją zupełnie opuszczać.
Wreszcie wyczytały w gazetach o świetnym wykładzie, jakim rozpoczął Dr Gudz swe lekcye w Czerniowcach. Pisemka tam na miejscu wydawane nie umiały znaleść słów, któreby określiły stopień ich uniesienia. — »To było święto narodowe« — pisały. Zdawna wrogie mu pisma zionęły znowu jadem nienawiści. Czuć jednak w tem było, że to już gniew bezsilny i zazdrość podła.
Eufrozynę, gdy to czytała, nieokreślone jakieś uczucie za serce chwytało, jak kameleon mieniło się w niej samej. Cieszyła się z jego tryumfu, z jego powodzenia; cieszyła się z upadku, ze wstydu jego wrogów. A jednak w sercu i do niego żal uczuwała, żal coraz sroższy. Za co? Nie umiałaby na to odpowiedzieć nawet — czuła jednakże.
— Myślałam, że on ma lepsze serce — szeptała w duszy.
Lecz wnet zawstydziła się sama przed sobą swej niesprawiedliwości. Przypomniała sobie, jak on błagalnym głosem słowa zmiłowania prosił, jak on wzrokiem do niej się modlił. A ona była głuchą i ślepą... Tak, Bóg jest sprawiedliwy! Słusznie się jej ta boleść należy, wszak ona była nieczułą na na jego cierpienia, stokroć sroższe.
Żal w sercu stłumiła, lecz przebudzonego uczucia stłumić nie mogła. Nieobecnego, obcego może już dziś dla niej zupełnie człowieka kochała całą siłą młodego serca, całą potęgą bogatej wyobraźni. Urósł on w jej oczach na bohatera, na którego z dołu ziemi tylko zwykłym śmiertelnikom spojrzeć można.
Czytanie jego utworów przeszło u niej w kult jakiś, w rodzaj bałwochwalstwa. Już nie treść, nie forma, ale samo
Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.