Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/144

Ta strona została przepisana.

strachem na widok skoku jego, drżały dotąd, zaś mężczyźni wstydzili się potrochu, że ich przewyższył odwagą.
Pastorówna przystąpiła doń, a oczy jej błyszczały jak gwiazdy.
— Nakoniec ujrzałam prawdziwego mężczyznę! — zawołała — Marzyłam o tem przez całe życie.
Spojrzał na nią smutno.
— Wszystko na świecie jest małe i marne, — zdawały się mówić jego oczy — ja zaś jestem najmizerniejszem z pośród wszystkich stworzeniem.
I znów uśmiech dobrotliwy rozświetlił twarz jego.
— Szkoda by było niszczyć pułapkę przez strzelanie w nią! — powiedział spokojnie.