Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/149

Ta strona została przepisana.

Macocha milczała, bo niewiele wiedziała o chłopskiej rodzinnej odrośli, to też Maji Lizie przypadło stwierdzenie faktu, iż minęło więcej niż rok od ostatnich odwiedzin. Dodała też, że ciotce sprawiłoby największą radość, gdyby przybyli oboje rodzice.
Nie stało się jednak, jak mówiła. Ojciec oparł się plecami o fotel i przybrał dość kwaśną minę. Myślał, że nawet miłość rodzinna ma pewne granice. Wreszcie powiedział, iż jego widywała ciotka dość często, więc nie zachodzi potrzeba jechania do Svanskogu, by się jej pokazać. Natomiast Maja Liza i matka mogą jechać, choćby dziś jeszcze, co się nawet doskonale składa, bo długi Bengt i koń właśnie są wolni.
Postanowiono przy kawie, że wizyta ma nastąpić. Maja Liza żałowała szczerze, iż sobie nie odgryzła języka zanim zaczęła mówić o ciotce. Strachem przejmowała ją myśl, że będzie zmuszona jechać dwie godziny wraz z macochą sankami.
Po śniadaniu udała się matka do pracowni ojca, a gdy wyszła, cały plan był już obalony. Oświadczyła, że wystarczy zupełnie, by sama Maja Liza udała się do Svanskogu. Dodała, że wprawdzie nie wygląda wcale na zachwyconą tym projektem, ale młodym robi dobrze, gdy zmuszają się do rzeczy, których nie lubią. Również musi iść piechotą nie zaś jechać, bo długi Bengt będzie przez cały dzień