Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/150

Ta strona została przepisana.

dzisiejszy zajęty siekaniem łoju na świece, a nazajutrz przyjedzie po nią sankami.
Twarz Maji Lizy nie drgnęła, tak że macocha nie poznała, czy jej ta wieść jest miłą, czy nie, ale w duszy uradowała się z tego, że jeśli już musi iść do Svanskogu, to przynajmniej uniknie obecności macochy.
Ponieważ jednak miała tak długo być poza domem, przeto spytała, czy mała Nora nie mogłaby zaglądać od czasu do czasu do babki i mieć o nią staranie.
Macocha nie mogła się oczywiście zgodzić na nic, co było projektem Maji Lizy. Rozporządziła natychmiast, że Nora pójdzie z pastorówną do Svanskogu. Wie dobrze, co wypada, a co nie, przeto nie pozwoli jej samej odbywać tak długiej drogi. O babkę troszczyć się nie potrzebuje, jest bowiem dość służby na plebanji, która może opiekować się staruszką.
Macocha postawiła jak zawsze na swojem i w godzinę potem szła Liza wraz z małą Norą w kierunku Svanskogu.
Jak długo były w alei, gdzie je dostrzec mogła pastorowa z okna, szły spokojnie i wielce przykładnie, wkrótce jednak dostały się w młody, świerkowy lasek, który je ukrył przed oczyma macochy.
Maja Liza uważała zrazu wycieczkę do Svanskogu za coś nader nudnego i bezpotrzebnego, teraz