Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/178

Ta strona została przepisana.

— Wiecie, matko Małgorzato — wołał — co uczynili moi fińscy chłopi? Dowiedziawszy się, że zamierzam odjeżdżać, ruszyli do lasu, zrąbali kilka sosen i przywlekli mi pod próg drzewo na nową plebanję. Nie podwyższyli wprawdzie pensji mojej, ale widocznie chcieli polepszyć wszelkiemi środkami mą dolę. Jednego dnia znalazłem w sankach piękną skórę łosiową, innym razem duży kubeł masła pod drzwiami. Spotykając mnie, poszczególni ludzie? niewiele mówili, ale gdym stał na kazalnicy, oczy wszystkich, dorosłych zarówno, jak malców skierowane były na mnie i rozumiałem, co myślą. Oczy ich mówiły. — Jakże byś nas mógł porzucić? W takim razie wielka szkoda zaś się wogóle zjawiał pośród nas! — Wówczas to poznałem, że pragną, bym pozostał.
Zbliżył się do matki Małgorzaty i wziął jej twarde, spracowana dłonie w swoje.
Potem rzekł głosem tak serdecznym, że ciotce i Maji Lizie łzy stanęły w oczach:
— Powiedzcież, droga matko Małgorzato, gdyby się zjawił ktoś i oświadczył wam, że możecie udać się do pałacu pańskiego, ale musicie wzamian opuścić całe swe gospodarstwo i wszystko czem zajmowałyście się w życiu, powiedzcież, cobyście uczyniła?
Nikt się nie dowiedział, co by uczyniła ciotka Małgorzata, gdyż Maja Liza uznała, że nie powinna siedzieć cicho w tej chwili. Na policzki jej wystąpiły