Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/86

Ta strona została przepisana.

Lars uczynił przeczący ruch ręką. Broń Boże! Nie chciał on wcale wejść w posiadanie domu. Wszakże mówił już o tem. Tylko kupiec z Broby przysłał subjekta z rachunkiem za pobrane, a niezapłacone towary. O to rzecz idzie.
Kupczyk dobył rachunków, a Katarzyna podała je Klarze, by zliczyła, ile wynoszą razem.
Okazało się, że suma długu osięgła kwotę stu talarów. Tyle byli winni w sklepie. Katarzyna usłyszawszy to, pobladła śmiertelnie. Potem, zwracając się do Larsa Gunnarsona, powiedziała:
— Widzę, że zamiarem waszym, gospodarzu, jest wygnać nas w szczere pole!
— Nie! — powtórzył Lars — Wcale tego nie chcę, jeśli jeno zapłacicie co się należy...
— Larsie! Wspomnijcie waszych własnych rodziców! — zawołała Katarzyna. — I oni nie mieli się najlepiej zanim przyżeniliście się do wielkiego majątku.
Przez cały czas mówiła sama jeno Katarzyna. Jan nie otworzył ust. Siedział, patrzył na Klarę Gullę, patrzył bez przestanku i czekał. Dla niego była sprawa zupełnie jasną. To, co zaszło, stało się wyłącznie poto, by mogła pokazać co potrafi i do czego jest zdolną.
— Gdy zabierzesz dom biedakowi, już po nim! — lamentowała Katarzyna.
— Nie chcę wam wcale zabierać domu! — ponownie zawołał Lars Gunnarson — Chcę tylko sprawę doprowadzić do porządku!
Ale Katarzyna nie słuchała co mówi, tylko zawodziła dalej:
— Dopóki biedak ma dom, czuje się podobnym do innych człowiekiem. Ale ten, komu zabrano dach własny, przestał być jako wszyscy ludzie!