Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

czyznach, nie miałem wyobrażenia tak o śpiewie góralskim jak o samych górach. Ujrzałem je raz pierwszy z pod Krakowa, i wnet natchnienie miłości pół tajemniczej porwało mię ku Tatrom. Żądzy mojej nie stało nic na zawadzie: co pomyślałem to wykonałem natychmiast.
Na nieszczęście, było to już pod zimową dobę. Wiadomo że w tej porze zamiera w górach życie bardziej niż gdziekolwiek: ta śmierć przyrody krzyżowała bardzo moje zamiary. Utrudniała mi ona pielgrzymkę pomiędzy ludem, jako tułaczowi, i zasłaniała przedemną świat muzyczny, który tylko w swobodnem letniem życiu góralów jaśnieć może w zupełności.
Kiedy tak duch Tatrów zamknął wnętrze swojej krainy, musiałem z razu ograniczać się na jego przysionku. Osiadłem więc w jednej ze wsi około Nowego-Targu, i obróciłem zimę na przygotowanie sobie lata. Wychowany śród wieśniaków, miałem ja dawną znajomość wiejskiego ludu, miałem nawet nałogi jego życia. Miejscowej mowy prędko się nauczyłem, to mi wiele ułatwiło drogę mojego zawodu. Resztę trudności ułatwiła szczera i mocna miłość nowo przybranego świata: ona zwaliła zaporę nieu-