Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

w miarę jak ciemność rosła. Otóż i noc, a z nią spokój zupełny. Na niebie tylko gwiazdy, po górach tylko ogniska jak gwiazdy po niebie, błędne, niepewne, a odpowiadają im, daleki gwar biesiadujących juhasów, jeszcze dalej ostre hukanie góralskiej dziewicy albo głuchy szum potoku rozmawiającego z wiatrem nabrzeżnej dziczy.
Pod taki to wieczór siedziałem pomiędzy juhasami na polanie zwanej Kołatówką. Nie opodal szumiała Białka; przed nami pałało ognisko. Towarzysze moi byli dziarscy i weseli, jak zwykle juhasy, zwłaszcza o tej porze. Wieczerza tylko co ukończona, dodawała nowej rzeźwości ciału i umysłowi: znalazła się i gorzałka; jednem słowem zawiodła się mała biesiadka.
Łatwo pojąć, że jako muzyk miałem w podobnych zabawach niepośledni udział. Przez czas mojego pobytu między góralami, obeznałem się z ich piszczałką, kobzą i tym podobnemi instrumentami używanemi przez nich; nadewszystko schwyciłem tak ducha rodzimej, góralskiej muzyki, że mogłem grać im nie tylko znajome pieśni i tańce, ale i nowe tworzyłem. Niekiedy także pożyczałem u innych okolic; bo miłując oddawna namiętnie muzykę ludu, starałem się poznać