Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

mień żywego źródła, a tem źródłem był nieznajomy góral.
Stał mi on ciągle przed oczami, unosił się na wszystkich falach myśli, opanował całą duszę. Przypuszczenie że był zbójcą nie mogło mnie zaspokoić; podobnie upadły same z siebie wszelkie inne domysły. Żadna z miar zwyczajnego człowieka nie przypadała do jego miary, skoro wszedłem w głębsze zastanowienie się. Jego gra powieści miejscowe o nim, wrażenie jakie na mnie zrobił, jakie zrobił na wszystkich, sama jego powierzchowność, a nadewszystko wyraz oblicza oznaczały człowieka niepośledniego, a co większa, niepowszednią istotę.
Tu muszę zrobić wyznanie, które mię wcale nie rumieni, że jestem skłonny do wiary w pojawy nadprzyrodzone, a czemu daleko właściwiej służy nazwisko nadzwyczajności. Nie mając zamiaru robić wyznawców mojej wierze, nie będę jej usprawiedliwiał systematycznie; wiele byłoby o tem do powiedzenia, a miejsce nie po temu; dosyć że każda nadzwyczajność robi na mnie wrażenie, które mnie pobudza raczej do głębokiej rozwagi, jak do szyderskiego uśmiechu. Znajdowałem się właśnie teraz w tym przypadku. Może to była gorączka bez snu, a może też