Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

w koszuli tylko, bez obuwia; miał on piersi szeroko odkryte, na głowie zawiązaną chustkę, w twarzy rozpalenie, gadał głośno do siebie; we wszystkich ruchach widać było stan nadzwyczajnego wruszenia. Zbiegł szybko o kilka kroków niżej źródła, gdzie Dunajec potokiem już skakał po głazach, przypadł na brzegu, i począł pić tak gwałtownie, tak długo, że zląkłem się czy nie stało mu się co złego. Powstałem szybko, zbiegłem w dół; jeszcze leżał; trąciłem go z lekka.
Na dotknięcie zerwał się równemi nogami, spojrzał mi w oczy z wyrazem dzikiej radości i ciekawości i zawołał gwałtownie: — Ha! jesteś więc! gdzież ona? gdzież ona? —
Na zapytanie moje: — Kto taki? — Zapałał cały gniewem: — Ty drwisz ze mnie. Na twoje słowo przyleciałem co tchu, jak mię o to tu widzisz, a teraz pytasz: kto taki? jakbyś nie wiedział, że dla niej przybiegłem. Zabij mnie, jeśli tego potrzeba, abym ją tylko natychmiast zobaczył. Śpiesz się, i zabijaj! —
Z tej mowy poznałem, że nieznajomy był przy chorych zmysłach.
Wziąłem go za ręce, wpatrzyłem się w oczy jego z dobrocią. Ręce pałały jak ogień, pulsa biły z podwójną szybkością,