Strona:Seweryn Udziela - Wesołe opowiadania wesołego chłopca.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

ności. Jakoż udało mi się przyczepić do liny i dalejże z drugim towarzyszem uradowany dzwoniłem co sił starczyło.
Procesja wyruszyła z kościoła, zobaczyłem matkę wśród ludzi, która, widząc mnie przy tej pracy, zgorszona, ręce załamała.
Po procesji, nie czekając już końca nabożeństw, przyszła matka do mnie i natychmiast kazała wracać do domu. Byłem zadowolony z tej pielgrzymki i możecie sobie wyobrazić, co ja to nagadałem kolegom o swoich przygodach na odpuście.

Jak to nauczyłem się robić szczotki.

Śliczny był maj, niebo błękitne, pogoda cudna, wszędzie zielono, wesoło, a tu pędzili nas do szkoły i kazali kilka godzin siedzieć w zaduchu i ciasnocie.
Gdy jeszcze nauczyciela nie było, gdy się spóźnił, stawaliśmy przy oknach i wpatrywali się w piękne okolice i podziwialiśmy płynące tratwy z drzewem po rzece pobliskiej. Ale gdy nauka oschła, nudna przeciągała się za długo, jeden po drugim wysuwaliśmy się z klasy na dwór, aby chociaż chwilkę odetchnąć świeżem powietrzem.
Wybiegłem też jednego dnia aż przed szkołę na ulicę, i zatrzymałem się chwilę, przed siedzącym