Strona:Seweryn Udziela - Wesołe opowiadania wesołego chłopca.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

niezgrabnie, poczem znowu w skokach i przysiadach, wykonując różne ruchy rękami, przebiegł przez arenę na drugą stronę. Tam znowu podniósł czapki nasze ze ziemi i założył nam na głowy. Poczem, przypatrując się nam uważnie, spostrzegł, że jesteśmy zmęczeni i spoceni. — Ach, tak nie może być, muszę wam pot z twarzy zetrzeć — mówiąc to, chwycił za czapki i wytarł niemi nasze twarze.
Z przerażeniem spostrzegliśmy, żeśmy obydwaj byli czarni jak murzyni. Widocznie hultaje posypali nam czapki sadzą. W cyrku hałas i radość podniosły się niesłychanie, a mnie się zdawało, że słyszę tu i ówdzie, ryczące od śmiechu głosy moich kolegów. Błazen odprowadził nas na dawne miejsca. Mnie kręciło się tak w głowie, że nie mogłem ustać na nogach. Sąsiedzi naśmiewali się mówiąc: A chciało ci się cyrku!
Gdyśmy nieco przyszli do siebie, wynieśliśmy się cicho i każdy z nas biegł do domu, aby się umyć, a cieszyliśmy się, że noc już była, ludzi mało na ulicach, a mieszkanie niedaleko.
Możecie sobie wyobrazić, co się działo później w domu, a na drugi dzień w szkole!
Mego współtowarzysza niedoli, który wtedy chodził do trzeciej klasy gimnazjalnej, zobaczyłem dopiero po wielu latach, na posadzie sędziego.