Strona:Seweryn Udziela - Wesołe opowiadania wesołego chłopca.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc odważnie ale cicho i ostrożnie otworzyłem drzwi i wszedłem na schody. Drzwi za sobą zamknąłem. Powoli mijam schód za schodem i wychodzę na piętro do sieni. Otwarte drzwi na ganek od strony dziedzińca. Stanąłem i słucham, czy kto nie idzie, czy się w jakim pokoju kto nie rusza? Nic. Cisza dokoła. Co tu robić? Sień nie ciekawa, bielona, niema w niej nic do oglądania...
Więc idę przez otwarte drzwi na ganek. Widzę na boku otwarte drzwi nieduże, a obok otwarte okno, na którem przewieszony był ręcznik biały. Znowu idę ostrożnie, cicho skromnie do tych drzwi i zaglądam przez sąsiednie okno. Była to kaplica, domowa kaplica biskupa. Pokoik nieduży, biały, podłoga malowana, ołtarzyk niewielki, klęcznik, dywanik i nic więcej. No, zobaczyłem chociaż kaplicę biskupią, ale jeszcze żadnych wspaniałości.
Przez drzwi wchodzę do sionki, a z niej drzwiami naprzeciw kaplicy do małego pokoiku. Poznałem, że tu rezyduje służący, bo zauważyłem porozkładane szczotki do czyszczenia sukien i obuwia, całe szeregi butów pod ścianą, pudełka z czernidłem, lampę naftową na stoliku.
A cóż dalej?