Strona:Siostry bliźniaczki from Kuryer Codzienny Y1896 No35 part3.jpg

Ta strona została przepisana.

— To znaczy, że nie ufają ci.
— Ufają, ale może ci się nie udać, może w ostatniej chwili zabraknąć ci odwagi, a w takim razie dane pieniądze byłyby stracone.
— Tem gorzej dla wersalczyków! Nie mam ochoty ryzykować głowy bez zadatku.
— To ostatnie twoje słowo?
— Ostatnie.
—Ile żądasz?
— Nie będę wymagającym; dasz tysiąc franków.
— Mam przy sobie zaledzie kilka luidorów.
— Więc idź do domu po więcej.
— A nie zawiedziesz?
— Daję ci słowo uczciwego człowieka.
Merlin zrobił grymas, którego towarzysz jego nie mógł widzieć w ciemności, złożył nóż i schował go do kieszeni, następnie wyjąwszy portmonetkę, wziął z niej złożony tysiąc-frankowy bilet bankowy i podając go rzekł:
— Masz tysiąc franków.
— A czy nie fałszywe? — zapytał Duplat.
— Życzę ci mieć takich wiele.
— Dziękuję! a teraz chodźmy wypić po kieliszku.
— Dobrze, ale jeszcze parę słów.
— Mów prędko, bo tutaj zimno.
— Zaciągnęliśmy się więc obaj do służby rządu wersalskiego, ale, ażeby, nie utracić zaufania Komitetu centralnego, powinieneś okazywać mu wielką gorliwość i wierność.
— Bądź spokojny! Będą mi tak wierzyli, jak ja wierzę tobie.
— Jeszcze jedno: zostaw księży w spokoju i nawet broń ich w razie potrzeby, jeżeli znajdziesz sposobność i jeżeli cię to nie narazi.
— Trudno mi będzie patrzeć na tych niegodziwców, ale skoro tego wymagasz, więc zastosuję się do twego żądania. Chodźmy już, bo mi zimno.