Strona:Sokrates tańczący.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.
W WARSZAWIE.

Ustokrotnię swe oczy, upiję spojrzenia,
Puszczę je jak psy gończe w żmijowisko linij
Na tę orgję przestrzeni, na domów spiętrzenia,
Cyrklem szaleństwa koło cudowne zakreślę,
Ustokrotnię swe oczy, wokół je roześlę,
Niech pędzą, niech się wiją, przyziemnie a gibko,
Niech węszą, niech się wiją, obłędnie, zachwytnie,
Śliskim pędem sunące, gnane miejską wrzawą,
W turkotnym rytmie, w rozgwarnym rytmie
Motorów-antychrystów, dorożek, spacerów,
W rytmie nierównym, w rytmie zmiennym,
Ciętym, krętym, śród alej i ulic i skwerów,
I już znów — skokiem — zwrotem — w dół rzucone szybko,
Runą strzałem niechybnym, jak z procy, przed siebie,
Drgające, upojone rozkoszną symetrją!
Tu będziesz tańczyć, moja poetycka geometrjo,
W tem fantastycznem mieście, — nie! w tym śnie, wcielonym
Z rozmachem i patosem w labirynt uliczny,
W tej stulicej stolicy, rozstrzelonej gwiezdnie!