Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

widokiem — niechże pani, nakoniec, szczerze opowie gdzie była, co się z nią działo.
— Dlaczego?
— Bo... — nie dokończył, wskazując ruchem ręki na jej strój.
— Bo? — powtórzyła, marszcząc brwi.
Postanowił wypowiedzieć się szczerze.
— Choć pani twierdzi, że wszystko poszło dobrze, pani wygląd zewnętrzny świadczy, że musiała pani przeżyć jakieś niezwykłe przygody...
— Żadnych przygód nie przeżyłam! — odparła sucho. — Szłam do pana z dość daleka, a ponieważ w nocy padał deszcz...
— Pani szła do mnie, aż nocą?
— Widocznie...
— Skąd?
— Chyba to obojętne...
Zniechęcony, wzruszył ramionami. Znów te same kłamstwa i wykręty.
— Panno Ryto! — rzekł poważnie — jeśli ośmieliłem się zadać te parę zapytań, to tylko przez prawdziwą życzliwość... Zresztą sądziłem, iż skoro pozostawiła pani u mnie walizkę, zechce obdarzyć i dalszem zaufaniem... Widzę jednak, że te zapytania są pani nie na rękę, lub też nie może na nie odpowiadać... Powtarzam więc to samo, co oświadczyłem za pierwszym razem... Nie myślę ani wdzierać się w cudze tajemice, ani też narzucać niepożądanej pomocy...

— Ach! Pomocy!... pomocy!... — zawołała z rozdrażnieniem. Na co mi się przyda pańska po-

143