Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

wdził w komisarjacie, ustaliłem, że był to oszust, przebrany za policjanta...
Westchnienie ulgi wyrwało się z ust nieznajomej.
— Znakomicie pan się spisał!
— Wnioskując z tych faktów — kończył Otocki swą relację — doszedłem do przekonania, że istotnie groźni prześladowcy panią ścigają... Więc...
— Więc pragnie pan nadal pozostać moim rycerzem... Zobaczymy... Teraz poproszę o torebkę...
— Już niosę...
Otocki pospieszył do sypialni, otworzył szafę i wyjął z tamtąd żółty kufereczek, który znajdował się ukryty, śród stosu bielizny.
Przyniósł go i postawił na stole.
— Oddaję depozyt w całości... nietknięty...
Podeszła i jęła walizkę oglądać. Snać oględziny wypadły pomyślnie, bo szepnęła.
— Nie wiem, jak dziękować....
— Głupstwo, panno Ryto!...
Wyjąwszy niewielki kluczyk z ręcznej torebki, wsadziła go w zamek. Ale kluczyk obracał się powoli, jakby źle dopasowany, wreszcie przekręcił się ze zgrzytem...
— Dziwne...
Również z trudem otworzyła drugi zamek, i pospiesznie zajrzała do środka.
Zajrzała — później zagłębiła rękę...
— Co takiego?

Smukłe palce jęły na stół nerwowo wyrzucać zawartość walizeczki. Stare, pomięte gazety, parę

145