Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

mu wypadło mieć do czynienia. Nadal wmawia, że w walizce, zawierającej śmiecie, znajdowały się klejnoty... Do policji zwrócić się nie może?... Ma to ujść bezkarnie? Zwąchał się z wrogami?... Warjatka!...
Spokojnie wyrzekł:
— Ulega pani halucynacjom...
Tupnęła nóżką — i przez chwilę wydawało się, że ma zamiar rzucić się na niego.
Halucynacjom Oto piosenka moich prześladowców!... Chcą ze mnie zrobić obłąkaną! Wszystko rozumiem...
— A ja rozumiem — przerwał, — że ta cała scena przeciąga się za długo!
— Ach, wyprasza pan z mieszkania? Oczywiście idę! Chwili nie pozostanę dłużej!... Ale jedno zapowiadam...
— Mianowicie?
— Dziś odpłacić się nie mogę! Niechaj pan się cieszy owocami swego łotrostwa! Ale zemszczę się, zemszczę... O... i prędko....
— Niecierpliwie będę oczekiwał....
— Pan śmie drwić? Szubrawiec, bandyta! Okradł, ograbił właśnie w takiej chwili... kiedy jutro... Jeszcze kpi!... Czyż nie znajdę sprawiedliwości na świecie?... Po stokroć lepiej było zostać kochanką apasza...
Wykrzykując w podnieceniu te słowa, dziewczyna pobiegła do przedpokoju i rzuciwszy na Otockiego ostatnie, pełne pogardy spojrzenie — wyszła, głośno zatrzaskując drzwi za sobą...

Odetchnął...

150