Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

. Ręka jego bawiła się, niby niechcący, leżącym na kołdrze browningiem. Snać nie poznał jeszcze po głosie dziewczyny — i na wszelki wypadek szykował się na spotkanie możliwego niebezpieczeństwa.
Głowę miał obwiązaną, był brudny, nieogolony, a z pod rozchełstanej koszuli, wyzierała szeroka, porosła gęstym, czarnym włosem pierś.
Na jej widok, palce wypuściły browning, a po twarzy przebiegł zły i okrutny wyraz.
— Józek! — zawołała żywo — Wróciłam! Musisz mi wybaczyć....
— Hrabini wróciła!... — syknął z ironją.
— Zaraz wszystko pojmiesz! — prędko teraz z jej ust padały słowa. — Pojmiesz, dlaczego wczoraj tak się zachowałam — zerknęła na obwiązany policzek — ale naprawdę... nie mogłam... Najlepszy jednak dowód, że mi na was... że mi na tobie zależy... jest to... iż narażając się nawet na twój gniew... z powrotem tu się znalazłam... Zachowałeś się wczoraj zanadto względem mnie brutalnie... Zrozum, że ze mną trzeba postępować inaczej, niż z kobietami, które znałeś dotychczas... Ale chcę być twoją... Przysięgam.... twoją...
Apasz na to miłosne wyznanie nie odparł ani słówkiem. Patrzył na dziewczynę uważnie, przymrużywszy jedno oko, jakby ją pragnął wysądować do dna.
— Nie wierzysz mi, Józek? — zawołała — Bij mnie, katuj, jam twoja...

Przez chwilę poczuł się przyjemnie połaskotany

162