Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

ła, że milczy, nie chcąc go narażać i wciągać w środowisko przestępstwa i grozy — skąd powrotu niema.. Cóż to znaczy?
Ujął do ręki walizkę. Była dość ciężka, jakby napełniona czemś szczelnie...
Będzie dżentelmenem do końca. Zastosuje się do jej prośby. Bo i on ma zaufanie do tej dziewczyny, o pozorach wyuzdanej awanturnicy — a niewinnych oczach i duszy bezradnego dziecka.
Zaniósł kufereczek do sypialni i tam włożył go do szafy z bielizną. Niechaj spoczywa spokojnie, w tem schowanku, oczekując na powrót prawej właścicielki. On go nie otworzy, chyba... Et, poco przypuszczać podobne nieszczęścia...
Zerknął na zegarek. Dochodziła dziesiąta rano. Zapewne koło dziewiątej, korzystając z jego mocnego snu, spowodowanego wczorajszem zmęczeniem, opuściła mieszkanko, tajemnicza panna Ryta.
Powoli począł się ubierać. Długo wiązał krawat przed lustrem, myśląc o zupełnie czem innem, zaprzątnięty niezwykłą przygodą.
Nagle...
Drr — rozległ się dzwonek u wejściowych drzwi. Ostry, mocny, natarczywy. Któż tak gwałtownie dobijać się może — nie spodziewa się żadnej wizyty. Czyżby powracała panna Ryta, zmieniwszy postanowienie?
Podszedł, otworzył... i cofnął się o parę kroków.
Cofnął, tłumiąc okrzyk...
Przed nim na progu stał wczorajszy nieznajomy. Nieznajomy, który tak usilnie przyglądał się im w restauracji. O wyglądzie złego i zawziętego

28