Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— U pana? — wielkie zdziwienie zabrzmiało w głosie komisarza.
— U mnie! Przybył wraz z jakimś dyrektorem, twierdził, że poszukują obłąkanej...
— A cóż pan ma do czynienia z warjatami?
— Sam właśnie nie wiem! — niezbyt szczerze odrzekł Otocki. — I nic nie rozumiem! Nie zgodziłem się oczywiście na rewizję, bo nie mieli nakazu.
— Bardzo słusznie...
— Czy pan komisarz słyszał o tej sprawie?
— Nie tylko nie słyszałem, ale zdumiewa mnie ta wiadomość... Przodownik z mojego komisarjatu?
— Przypuszczam... Choć dozorczyni go nie zna.
— Jak wyglądał?
— Wysoki... twarz czerwona... rudawe wąsy... zapamiętałem numer...
— Numer?
— Tak! Nr. 199896.
— Dziwne! Proszę zaczekać, sprawdzę...
Niedługo, Otocki posłyszał następującą odpowiedź:
— Mistyfikacja, albo złośliwy żart! Nie istnieje w warszawskiej policji przodownik, któryby posiadał podobny numer.. Był to ktoś przebrany... z umyślnie pozmienianemi cyframi na kołnierzu... Wdzięczny będę za bliższe szczegóły, natychmiast wzdrożę dochodzenie...
Otocki podziękował — i obiecał zajść, aby złożyć piśmienną skargę...
Wiedział, co chciał wiedzieć.

Nieznajoma — panna Ryta — nie była obłąkaną! Niezwykle przebiegli, genjalni nawet natomiast

37