Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niema obawy! Ale powiedz, skoro tak świetnie jesteś poinformowany, co ją sprowadziło do Polski, kiedy takie niezwykłe sukcesy odnosiła zagranicą?
Wszechwiedzący pan Tonio, poprawił monokl i uśmiechnął się z zadowoleniem, rad z pochwały.
— Bynajmniej nie miłość do ojczyzny! — odrzekł. — Aczkolwiek matka pani Very była polką Mimo że mówi ona po polsku, właściwie jest węgierską poddaną, a czuje się kosmopolitką... Każdy kraj jest dobry, byle powodziło się dobrze... A na brak powodzenia nie może się uskarżać...
— Więc...
— To nowa historja! Przed paru miesiącami poznała pani Vera w Ostendzie, prezesa Stratyńskiego...
— Stratyńskiego? Tego bogacza...
— Ten sam.. Prezes paru towarzystw akcyjnych, właściciel wielkich zakładów przemysłowych i tam dalej... i tam dalej... Poznała... i nasz prezes, zakochał się, jak smarkacz...
— Ależ to niemłody już człowiek?
— Z górą sześćdziesiątka! Cóż to znaczy! Dziś właśnie zaczynają się dopiero kochać ludzie, poczynając od lat czterdziestu, bo młodzi nie mają na to czasu, tak zajęci są robieniem pieniędzy i sportem...
— Podobno ma dorosłą córkę, podrastającego syna?....
— Córka i syn wychowują się również zagranicą, nie przeszkodzą tedy papie w amorach...
— A ona? — zagadnął żywo Otocki.

— Czy ona go kocha? Niedyskretne zapytanie!

55