Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panowie zechcą podać ramię paniom...
Przypadkowo tworzyły się pary. Otocki dostał za „damę“ jakąś pannę wysoką i mocno umalowaną — panią Verę powiódł oczywiście „narzeczony“, prezes Stratyński, do stołu. Był li to jednak zbieg okoliczności, czy też zręczny manewr strategiczny pani Lali, a swego rodzaju wyróżnienie — mając za sąsiadkę z jednej strony ową pannę — z drugiej Otocki znalazł się tuż obok pięknej pani Very.
— Poszczęściło mi się! — pomyślał. — Choć nie wiem, czy wykorzystam to szczęście... Nie zwraca na mnie uwagi, a Stratyński zazdrosny, jak tygrys... Pewnie, jako „nieszkodliwy“ zostałem tu umieszczony przez panią Lalę, żeby się nie złościł prezes...
Ubawiony, zerknął na zazdrosne spojrzenia innych mężczyzn. Och, jak naiwni są mężczyźni. Sądzą, że wystarcza znaleźć się przy kolacji obok kobiety, aby już zdobyć jej względy i to jakiej kobiety? Mądrej, jak demon, która zarzuciła swe sieci na Stratyńskiego. Śmiać się musi ona z nich w duchu, patrząc na te łakome a łaszczące się miny. Otocki nie zrobi z siebie pajaca, nie będzie jej nadskakiwał, pierwszy nawet nie rozpocznie rozmowy...
Postanowił całkowicie zająć się sąsiadką — wymalowaną, wysoką panną... A nuż dowcipna i zajmująca?

Rychło spotkało go wielkie rozczarowanie. Panna była nudna, głupia i zarozumiała. Już przy przekąskach jęła rozprawiać z wielką pewnością siebie, snać chcąc się przed Otockim popisać, o literaturze, i nawet znakomite pulardy nie ostudziły jej zapału.

62