Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

ku mężczyzna, o niemiłym wyglądzie, złego i zawziętego buldoga. Znał dobrze Otocki człowieka o podobnej twarzy — i krzyknąłby głośno, gdyby go ujrzał — szczególniej w towarzystwie pani Very. Był to ten sam mężczyzna, który poszukiwał tajemniczej nieznajomej i usiłował bezskutecznie przeprowadzić u Otockiego rewizję.
Teraz, zająwszy miejsce w fotelu, dość obojętnie spozierał na obnażone kształty pięknej pani. Nie miłosną widocznie wizytę miał na celu — inne trapiły późnego gościa troski...
— Dobrze, że choć swobodnie porozumiewać się możemy! — mruknął.
— Skoro uchodzisz za mojego kuzyna... panie Janie Waryński... zaśmiała się cicho.
Przybysz, w rzeczy samej nazywał się Janem Waryńskim, lub przynajmniej za niego uchodzić pragnął.
Od niedawna przebywał w Warszawie, dokąd go z zagranicy sprowadziła Vera. Miała ona w tem swój ukryty cel, który się łączył z jej ogólnym planem — i jedynie o Waryńskiego prezes nie był zazdrosny... Jakże miał być zazdrosny? Toć ten nie tylko był rzekomo bliskim krewnym Very, ale...
Ona tymczasem zapytywała nerwowo.
— Więc dziewczyna?
— Przepadła, jak kamień w wodę!
— Ale ostatnią noc przepędziła u Otockiego?
— Choć on się zapiera, jestem przekonany...
— Dziś u niego nie nocuje?...

— Napewno!

74