Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

ra usiłowała go szantażować. Doręczył jej z najsłodszym uśmiechem pieniężną sumę, a nazajutrz osa dził w więzieniu. Nie miał jedak zamiaru powtarzać Tamarze o tych szczegółach, jak również wyznawać jej, że w gruncie był rad że w taki sposób zakończyła się ta cała przygoda z Panopulosem, a raczej z usiłowaniem kradzieży naszyjnika.
Przezornie milczał. Tymczasem ona dalej rozpaczała.
— Nie mam szczęścia, stanowczo nie mam... Nie darmo nazywano mnie fatalną kobietą! Czego się tknę, obraca się przeciw mnie. I to małżeństwo z Kuzunowem i teraz ten naszyjnik... Czyż nigdy nie potrafię ułożyć sobie życia, osiągnąć upragniony cel.?
I teraz znów mógł odpowiedzieć, że drogi, jakie wybierała, aby zdobyć majątek były niemoralne i bardzo śliskie i nic dziwnego że przeważnie zawodziły. Że należałoby postępowanie zmienić zasadniczo.
Nie miał zamiaru jednak rozdrażniać jej. I przed nim przyszłość rysowała się więcej, niż w ponurych barwach.
— Cóż teraz będzie? — mimowoli wymówił.
— I ty pytasz się jeszcze, co teraz będzie? — powtórzyła z pasją — Łatwą możesz dać sobie odpowiedź. Miliony rozchwiały się w powietrzu, ja nie mam prawie ani grosza, bo te kilka tysięcy franków, jakie pozostały, nie starczą na długo. A dług u Bemera pozostał! Nie dziwię się, że jest wściekły. Bardzo być może, że posądza mnie naprawdę o chęć oszustwa, skoro mu doręczyłam imitację kolii. Teraz nie będzie żartował. Czytałeś, co napisał? Daje mi dwadzieścia cztery godziny terminu. O ile w tym cza sie nie zwrócę pieniędzy, podejmie kroki, sam wiesz