Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

Zbyteczne więc są te aluzje o grożących mi konsek wencjach...
Słowa Tamary, wypowiedziane z wielkim tupe tem, uczyniły wrażenie na jubilerze. Szczególnie, za pewne uderzyła go wzmianka o znacznych dobrach ziemskich Marlicza w Polsce, oraz o tym, że posiada ją w Nizzy mieszkanie.
Znów począł się kłaniać i przepraszac.
— Ależ pani hrabino... Zbyt gorąco bierze pani wszystko i nie miałem zamiaru jej dotknąć. Chętnie, poczekamy tydzień. Jestem kupcem, sprawy traktuję po kupiecku, lecz do pani hrabiny żywię całkowite za ufanie. Czy w określonym terminie sam mam przybyć, czy też pani hrabina zgłosi się do mnie?
— Przyjdę do pana!
Rozmowa została ukończona i Bemer, ucałowaw szy rękę Tamary oraz uścisnąwszy z wielkim respek tem dłoń Marlicza, odszedł od nich. Zapewne, opuści. kasyno, gdyż pojawił się tutaj, nie tyle przyciągniony grą, ile chcąc egzekwować należności od różnych dłuz ników. Wiadomo, że ludzie, gdy im szczęście dopisze przy ruletce są chojni i względnie łatwo płacą długi.
Westchnienie ulgi wyrwało się z piersi pięknej kobiety.
— I my stąd pójdziemy, Jerzy! — wyrzekła. — Straciłam chęć do gry.
Wyszli z sali, nie żegnając się nawet z Monsley‘ em, którego wysoka, rasowa sylwetka widniała zdala przy jednym ze stołów. Na kamiennej twarzy, śród której połyskiwał tylko monokl, nie widać było żad nego wzruszenia i trudno było określić, czy przegry wa, czy wygrywa.
Dopiero, gdy znalazł się w aleji, wysadzanej pal mami i tonącej w mroku nocnym — było już po je