Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

duszą i ciałem. A ponieważ, właśnie, zakończył się obiad i służba stała w pogotowiu, by uprzątnąć półmiski, powstała ze swego miejsca i pochwyciła go za rękę:
— Pójdźmy!
Pociągnęła wojewodzica za sobą do znanej już tureckiej komnaty. Stały tam niskie wschodnie otomany, zasłane puszystemi smyrneńskiemi dywanami i skórami białych niedźwiedzi, niby zapraszające do zwierzeń miłosnych i namiętnych uścisków.
Na jedną z nich opadła Elżbieta, a Górka rad nie rad, obok niej zająć musiał miejsce.
— Słuchaj, leikum, najdroższy — szeptała — byłeś dla mnie tak obojętny, że zwątpiłam w twój afekt! A ja cię tak kocham...
— Powtarzam, służba...
— Cóż cię służba obchodzi? Tu jej niema, a ty nadal siedzisz, jakgdybyś się zmienił w kawał lodu... Takiś inny był dzisiejszej nocy... Czyś już zapomniał o twych słowach i obietnicach?
— Nie....
— Nie? — nagle porwała go w swe ramiona i przywarła całem ciałem do niego.
— Całuj, całuj! — szeptała. — Gra we mnie madziarska krew i pożądam gorącego afektu.
W innym wypadku, pochwyciłby ją Górka w swe mocne ramiona i wżarł łakomie w rozchylone, kraśne wargi. Obecnie nie czuł dla niej nic — prócz lęku i obrzydzenia. Z konieczności oddawał uściski, a nawet parokrotnie musnął ją ustami delikatnie w policzek, ale czynił to zimno i bez wszelkiego przekonania. A gdy ona stawała się coraz natarczywsza, a jej pocałunki coraz namiętniejsze, skreślił na swej piersi znak krzyża nie-