Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.
—   71   —

— Pewnie... Pewnie... Kto całą noc spędził w podziemiach, na frybrę znalazł najlepsze leki!
Wojewodzicowi pociemniało w oczach. Wykryła wszystko, a on samochcąc wpadł w pułapkę, powracając do zamku.
— Nie pojmuję, o czem mówicie, mościa hrabino! — starał się udawaniem ratować z rozpaczliwego położenia.
Na twarzy Elżbiety pojawił się zacięty i nieubłagany wyraz. Widział go po raz pierwszy. Teraz nie była już piękna, była w swym gniewie straszliwa.
— Nie pojmujecie? — zgrzytnęły jej słowa. — Może mam przypomnieć rozmowę, którąście wiedli z zuchwałą dworką, znajdującą się obecnie w lochach wraz z Iloną? Może mam tu przywieźć starą moją sługę, by powtórzyła, jakeście ją związali, a nawet chcieli zabić?
Pojął, że na nic się nie zda dalsze zapieranie. I jego porwała pasja. Ilona wraz z Maryjką w więzieniu? Udaremniona ucieczka...
— Wiedźmo! — ryknął. — Z piekła rodem djablico! Zdasz sprawę rychło z twych zbrodni przed Panem i ludźmi. Wiem, jaki jest sekret twej czartowskiej urody! Uwolnij natychmiast nieszczęsne dziewice...
Zaśmiała się krótkim, złym śmiechem.
— Nim je uwolnię, ty zginiesz....
— Ja zginę?
— Zginiesz, boś poznał moje tajemnice! A kto je poznał, żyw z Czeithe nie wyjdzie!
— Śmiałabyś?
W tejże chwili, Fitzke stojący dotychczas za hrabiną, wysunął się naprzód i piskliwym, ale donośnym głosem zawołał:
— Hajducy! Do broni!